Krym Lwów Czarnochora

MiniPrzewodnik

Liwadia

do góry

Po kilkudziesięciu godzinach spędzonych w pociągu dojechaliście w końcu do Jałty. Teraz pytanie: od czego zacząć? Może od początku. Dla wielu Jałta od razu kojarzy się ze spotkaniem trzech panów, którzy postanowili uporządkować kilka spraw. To właśnie tutaj, w 1945 r. (4-11.02.1945) odbyła się słynna konferencja jałtańska (zwana inaczej krymską), w której brali udział Roosevelt, Churchill i Stalin. Jednak nazwa w pełni nie odpowiada prawdzie, ponieważ odbyła się one kilkanaście kilometrów od Jałty, w Liwadii. Jest to niewielka (licząca ok. 5 tys. mieszkańców) miejscowość z malowniczym pałacykiem, położona nad brzegiem Morza Czarnego. Właśnie w nim znajduje się bogata i dobrze utrzymana ekspozycja, podzielona na dwie części: "konferencja" oraz "car" (cena biletu uzależniona jest od tego, czy chcemy zwiedzać cały pałac, czy tylko jego część). Na marginesie - zaskoczyło nas gdy pani bileterka odpowiedziała nam po angielsku. Była to jedyna osoba, jaka spotkaliśmy, z która mogliśmy porozmawiać w tym języku.

Pałac w Liwadii

Wracając do pałacu, muzeum podzielone jest, jak już wspomniałem na dwie części: w pierwszej (na parterze) poświeconej konferencji, można zobaczyć po pierwsze słynny okrągły stół, przy którym obradowali przywódcy oraz pokoje w których mieszkali. Jest tam też dużo fotografii oraz różnych innych eksponatów związanych, jeśli nie z tym wydarzeniem, to przynajmniej z tamtym okresem. Wszystko podpisane jest po ukraińsku i po angielsku, nie ma więc problemu z identyfikacja eksponatów.

Druga część muzeum poświęcona jest okresowi wcześniejszemu i dotyczy osoby cara i całej jego rodziny. Była to bowiem rezydencja zbudowana przez cara dla wypoczynku. Z tego co dowiedziałem się od bardzo uprzejmej pani, która pilnowała zbiorów, car wraz z rodzina lubił tam przyjeżdżać po sezonie, czyli we wrześniu i październiku, ponieważ nie przepadał za panującymi na Krymie letnimi upałami. Co było dość śmieszne i z drugiej strony zastanawiające, wycieczka młodych skautów z Arteku zwiedzała tylko parter pałacu i nie poszła do carskich salonów.

Artek, Woroncowski, Aj-Petri

do góry

Artek, jedna z wielu pozostałości po dawnych czasach na Ukrainie. Pionierski lagier, czyli kilkanaście kilometrów kw. terenu z wielkim napisem przy wejściu "ARTEK", z pełną infrastruktura, mnóstwem młodych pionierów z czerwonymi chustami na plecach, pionierską trąbka pilnującą porządku i wszechobecnym duchem towarzysza Lenina. Teren można zwiedzić podobno bez problemu (ja tam niestety nie dotarłem). Znajduje się on ok. 20 km przed Jałtą przy głównej trasie z Symferopola.


Kilkanaście kilometrów dalej od Jałty trafiamy z kolei na zupełnie coś innego. Wielki, majestatyczny pałac, zbudowany pod koniec XIX stulecia zachwyca przede wszystkim wyglądem zewnętrznym. Właściciel, niejaki Woronczew, postanowił wybudować pałac, przypominający raczej wielka fortece z mnóstwem wieżyczek, spadzistych dachów, wąskich uliczek wewnątrz murów, olbrzymim ogrodem z licznymi alejkami wijącymi się po zboczu schodzącym prosto do morza. Natomiast po drugiej stronie budowli w odległości kilku kilometrów wznosi się prawie pionowa i całkowicie goła skała Gór Krymskich, które wznoszą się na wysokość ok. 1500 m n.p.m. Całość wygląda raczej jak pałac z bajki. Wnętrze pałacu jest uboższe i gorzej utrzymane niż pałac w Liwadii, co nie znaczy, ze mniej ciekawe. Całość trzeba zwiedzać z przewodnikiem, a bilet jest dość drogi. Jednak tak jak wszędzie pełno jest kombinatorów - przewodnicy-biznesmeni sprzedają o połowę taniej bilety wielokrotnego użytku (po skasowaniu są prasowane).


Płaskowyż Aj-Petri, jest częścią wspomnianych już wcześniejGór Krymskich. Pasmo tych gór rozciąga się na południowo-wschodnim wybrzeżu Krymu i mierzy ok. 150 km długości i ok. 50 km szerokość. Najwyższym szczytem jest Roman Kosz (1545 m n.p.m.). Z kolei sam płaskowyż Aj-Petri rozciąga się na długości ok. kilkunastu kilometrów i jest po prostu wielkim kawałkiem płaskiej skały. Najprościej można się na nią dostać kolejka linową, która - gwarantuje - przyniesie niezapomniane wspomnienia. Składa się z dwóch części. Pierwsza w niczym nie różni się od tradycyjnych kolejek linowych. Mniej więcej w połowie trasy należy przesiąść się do drugiej części i dalsza przejażdżka jest już raczej dla ludzi o silnych nerwach. Ta część kolejki zbudowana jest z kawałka liny przerzuconej miedzy dwoma, bardzo odległymi od siebie stacjami. Kabina w pewnym momencie porusza się mniej więcej kilkaset metrów nad ziemią i po kilku minutach dociera do stacji końcowej na płaskowyżu. Całość robi niesamowite wrażenie (część turystów zastrzegła, że już nigdy do tej kolejki nie wsiądzie).

Jak dostać się tu z Jałty? Najprościej jest wsiąść na prom, kursujący kilkanaście razy dziennie na ok. 20 kilometrowej trasie z Jałty pod Aj-Petri. Bilet jest niewiele droższy od przejazdu autobusem, czy "marszrutką", natomiast podróż jest nieporównywalnie ciekawsza i przyjemniejsza. Z promu należy podejść jeszcze ok. dwóch kilometrów pieszo w głąb półwyspu. Z trafieniem na miejsce nie ma żadnego problemu, ponieważ kręci się tam zawsze dużo ludzi, których w każdej chwili można zapytać o drogę. Natomiast ostatni prom spod Aj-Petri odpływa w kierunku Jałty o ok. 20.30.

Płaskowyż Aj-Petri

Sewastopol, Jałta

do góry

Teraz kilka słów o jednym z większych miast na Krymie - Sewastopolu (ok. 375 tys. mieszkańców). Leży w poludniowo -zachodniej części Półwyspu Krymskiego nad Zatoka Sewastopolska. Miasto słynne jest ze swojego portu, wybudowanego razem z całym miastem pod koniec XVIII wieku (początek budowy - 1783 r.).

To właśnie tu w 1905 roku miały miejsce zbrojne wystąpienia marynarzy, głównie na Pancerniku Potiomkin, przygotowane przez nielegalną organizację bolszewicką. W czasie II wojny światowej miasto zostało niemal całkowicie zniszczone. Odbudowa trwała do 1953 roku, natomiast w 1954 razem z Półwyspem Krymskim został przekazany Ukraińskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej.

Tak w wielkim skrócie historia. Teraz o tym jak się tam dostać. Sewastopol oddalony jest od Jałty o ok. 100 km, dlatego żeby coś zobaczyć należy wyjechać rano autobusem. Najlepiej wycieczkę zaplanować sobie przynajmniej dwa dni wcześniej, ponieważ jak zwykle nie można dostać biletów na przejazd. Mimo tego, że połączeń jest raczej dużo, chętnych do skorzystania z transportu jest znacznie więcej. Oprócz komunikacji państwowej jeżdżą też prywatne busy, jednak i one są zazwyczaj pełne. Po przyjeździe do Sewastopola od razu należy udać się do kasy i kupić bilety powrotne. Gdy już je mamy, możemy spokojnie wsiąść do trolejbusu i pojechać do centrum.

Z centrum natomiast jest już bardzo blisko do portu. A nie wyobrażam sobie nie zobaczyć słynnej Floty Czarnomorskiej. Może nie była to największa flota ZSRR, natomiast odgrywała znaczna role w polityce obronnej byłego Związku Radzieckiego. Dlatego po jego rozpadzie rozpoczął się sześcioletni spór miedzy Rosja a Ukraina o jej dalsze losy. Według Ukraińców flota nie posiadała własnego strategicznego potencjału nuklearnego, dlatego powinna zostać przejęta przez Ukrainę. Natomiast Rosjanie uważali, że może ona wykonywać zadania strategiczne, dlatego powinna podlegać wspólnemu dowództwu. W 1992 r. Kuczma zażądał, aby marynarze złożyli przysięgę na wierność Ukrainie. A że duża cześć żołnierzy stanowili Rosjanie (przede wszystkim oficerstwo), dlatego niewielu z nich złożyło przysięgę. W związku z tym w sierpniu 1992 roku spotkali się w Foros na Krymie Krawczuk i Jelcyn i postanowili, że do czasu podziału flota będzie wspólną własnością obydwu państw.

Ostatecznie konflikt wokół floty rozwiązano w maju 1997 r. po kilku rundach rozmów. I tak Ukraina otrzymała 18% floty, natomiast wartość reszty należących się im jednostek Rosja odjęła od sumy ukraińskiego długu. Również rosyjskie opłaty za dzierżawę bazy w Sewastopolu zaliczono na poczet spłat zadłużenia Ukrainy wobec Rosji. Rosja wydzierżawiła na 20 lat cześć portu z możliwością przedłużenia na kolejne 5 lat. W tym czasie flota pogrążała się w stanie chaosu i rozpadu. Jak widać do dnia dzisiejszego brakuje pieniędzy na niezbędne naprawy i remonty w dużej części wysłużonych statków. Oprócz tego dowództwo rosyjskie zadłużone jest wobec władz miejskich Sewastopola (należności za energię elektryczną, gaz, wodę itd.). Ukraińską cześć floty można oglądać bez problemu, natomiast cześć rosyjska ogrodzona jest wysokim płotem i raczej nie można wchodzić na nadbrzeże. Nam jednak udało się przekonać wartownika, że chcemy zrobić tylko kilka zdjęć i zaraz wychodzimy, wiec wpuścił nas na teren portu. Ilość i wielkość statków robi wrażenie, natomiast ich stan już nie za bardzo. Większość przypomina jakby za chwile miała zostać przetransportowana na złom. W oddali, po drugiej stronie zatoki zobaczyliśmy kilka okrętów podwodnych, jednak na ich bliższe obejrzenie nie mieliśmy już czasu.

W samym Sewastopolu można też zobaczyć dość duże muzeum Floty Czarnomorskiej. Jest tam wiele ciekawych zdjęć, makiet, olbrzymich modeli statków i różnych innych przedmiotów pochodzących ze starych, kilkusetletnich okrętów, przede wszystkim wojennych. Bilet wstępu do muzeum jest jednak trochę drogi, ponieważ zwiedzający podzieleni zostali na kilka grup: młodzież, dorośli, dzieci, studenci oraz turyści zza granicy. Jak można się łatwo domyślić najdroższe bilety są dla osób spoza Ukrainy. Jednak pani bileterka pozwoliła nam kupić bilety dla studentów ukraińskich, powiedziała tylko, żebyśmy się nie zdradzili skąd naprawdę jesteśmy i nie odzywali się do siebie.

Natomiast kilka kilometrów za centrum Sewastopola znajdują się pozostałości po średniowiecznych budowlach mieszkańców Półwyspu Krymskiego (chociaż już w V w p.n.e. znajdowała się tu kolonia grecka - Chersonez, czyli zespól kilku półwyspów, przylądków i miast starożytnej Grecji. Był to Chersonez Taurydzki, tutaj też znajdowało się miasto o nazwie Chersonez). Zobaczyć tu więc można skalny monastyr Inkiermanski (IX-X w.), ruiny twierdzy Kalamity (IX-X w.) oraz pozostałości twierdzy genueńskiej (XIV-XV w.). Nam jednak nie udało się tam dotrzeć, ponieważ wyjechaliśmy z Jałty zbyt późno - ok. 11 przed południem. Jednak z tego co opowiadali znajomi naprawdę warto wybrać się w to miejsce.

Powracając do samej Jałty dobrze jest znaleźć 2-3 dni wolne na spacerowanie po samym mieście. Jest tam wiele ciekawych i bardzo ładnych budynków z końca XIX wieku i początku XX, z pięknie zdobionymi balkonami i zarośniętymi przez bluszcze ścianami. W centralnym miejscu Jałty, przy głównym deptaku znajduje się chyba najciekawsza rzecz jaka można zobaczyć; piękny i olbrzymi pomnik Włodzimierz Ilicza Lenina. Wszyscy obcokrajowcy przyjeżdżając do Jałty rozpoczynają zwiedzanie od zrobienia sobie zdjęcia przed pomnikiem. Jest to miejsce, jak powiedziałem centralne, zaraz nad brzegiem morza, dlatego najwięcej się tam dzieje. Jedna z ciekawszych atrakcji są koncerty orkiestry wojskowej. Odbywają się one w środy i niedziele. Należy jeszcze wspomnieć o siedzących w pobliżu starszych paniach, wytwornie ubranych, czekających na orkiestrę. Gdy tylko żołnierze zaczną grać skoczne walce, tanga i polki, kobiety, bez zbędnych słów zaczynają tańczyć.

Poza tym można też wybrać się do wesołego miasteczko położonego przy deptaku z małym rollercosterem. Nawet nie będę wspominać o wszystkich ulicznych występach, malarzach naciągaczach itp. itd. Jeśli i to was znudzi można najnormalniej w świecie pójść na plaże, co prawda kamienista, ale też przyjemna. Gdy komuś za bardzo przeszkadzają kamienie może iść na plaże płatną, gdzie do leżenia i smażenia się na słońcu są specjalne drewniane leżaki. Wejście na ta plaże kosztowało 3 chrywny od osoby na cały dzień. Można było wyjść poza teren plaży i przyjść np. później po obiedzie i wejść na ten sam bilet. W mieści znajdują się dwa dość duże bazary spożywcze, gdzie można dostać kilka rodzajów melonów, arbuzy, mandarynki i przeróżne inne południowe owoce. Sklepy zaopatrzone są dość dobrze, nie ma więc potrzeby zabierać ze sobą żywności. Co kilkanaście metrów przy głównych ulicach rozmieszone są kantory wymiany walut otwarte do późna w nocy. Jednak większe kwoty lepiej wymienić w Symferopolu, ponieważ kurs dolara jest tam o kilkanaście, kilkadziesiąt kopiejek wyższy niż w kurortach nad morzem. Jeśli chcecie zabawić się w jakiejś dansbudzie, to nie ma najmniejszego problemu. W Jałcie jest kilka dyskotek, otwartych oczywiście codziennie do białego rana.

Lwów, Czarnochora

do góry

Pierwsze i najważniejsze - Lwów należy zwiedzić cały. Żeby obejrzeć cale miasto, należy poświęcić przynajmniej 3-4 dni. Stare miasto jest tak duże i bogate w zabytki i ciekawe miejsca, że trudno w kilku słowach opisać to wszystko, co warto zobaczyć.

Dworzec kolejowy we Lwowie

Dlatego wszystkich zainteresowanych odsyłam do bogatej literatury na ten temat, dostępnej w praktycznie każdej księgarni i bibliotece. Żeby nie krążyć bez sensu po mieście zachęcam do zakupu, po pierwsze dokładnej mapy (można ją też bez problemu kupić w samym Lwowie, w polskiej wersji językowej), po drugie przewodnika (najlepsze są chyba przewodniki Pascala). Tutaj mogę wymienić tylko kilka z wielu ciekawych miejsc: ruiny zamku Kazimierza Wielkiego z XIV w., katedra ormiańska też z XIV w., katedra łacińska (XV-XVIII w.), unicka katedra Św. Jura (XVIII w.), prześliczne kościoły (m.in. Bernardynów, Jezuitów, Dominikanów), domy mieszkalne i kamienice. No i oczywiście przepiękny Cmentarz Łyczakowski (grób Konopnickiej, Grottgera, Goszczynskiego, Zapolskiej, Ordona i in.) razem z Cmentarzem Orląt Lwowskich.

Decydując się na wyjazd w góry, a dokładniej w Czarnohorę należy wziąć ze sobą dobry aparat i spory zapas filmów. Widoki są, jednym słowem niesamowite. Jest to najwyższe pasmo w Karpatach Wschodnich, jednak rzadko przekraczające granice 2000 m n.p.m. 

Znajduje się tam najwyższy szczyt Ukrainy - Howerla (wysokość - 2058 m n.p.m., natomiast według kartografów radzieckich 2061 m n.p.m.). Przejście można zacząć od strony Popa Iwana. Wychodzimy wtedy z malej wioski zaraz u podnóża Czarnohory - Dzembronii. Najwygodniej jest się tam dostać jadąc ze Lwowa do Iwano-Frankiwska pociągiem, później do Worochty też pociągiem i do Dzembronii autobusem lub prywatnym samochodem. Z Dzembroniii wychodzi się około 5-7 godzin na najbliższy szczyt Czarnohory - Smotrec (ok. 1900 m n.p.m.). Podejście jest bardzo męczące, ponieważ "robi się" około 1000 m wysokości na zaledwie kilku kilometrach - podejście staje się coraz bardziej strome zbliżając się do szczytu. Drogę utrudnia też pojawiająca się wyżej kosodrzewina przekraczająca 150 cm wysokości. Wprawdzie są wydeptane ścieżki, jednak konary zarastają wyżej i tym samym droga robi się bardzo ciężka i męcząca, do tego jest cały czas ślisko i zimno, nawet w sierpniu.

Formacje skalne w Czarnochorze

Dalsza droga ze Smotreca nie jest już tak męcząca, różnice wysokości nie są już takie duże. Kolejnym szczytem jest Pop Iwan, na którym przed wojna Polska wybudowała obserwatorium astronomiczne. Działało ono tylko jeden sezon, później wybuchła wojna, po wojnie natomiast tereny te przeszły pod władzę ukraińską, która nie zdecydowała się na odbudowe stacji. Mury budynku zachowały się nawet dobrze, jednak środek jest zrujnowany. Można byłoby tam nocować, gdyby nie brak wody, której wynoszenie stałoby się bardzo męczące. W planach przedwojennych było wybudowanie wodociągu gdzieś z niżej usytuowanych źródeł, ale nie zdołano jednak tego zrobić. Same obserwatorium robi duże wrażenie - stoi samotnie na wysokości 2042 m n.p.m. 

Na szczycie bardzo mocno wieje wiatr. Widać też stamtąd całe pasmo Czarnohory. Smotrec i Pop Iwan można przejść w jeden dzien. Z Popa Iwana przechodzi się cala Czarnohorę grzbietem po dawnej granicy polsko - czechosłowackiej. Całkiem dobrze zachowały się słupki graniczne, dlatego raczej trudno jest zabłądzić.

W drodze na Howerlę natraficie na jeziorko o trafnej nazwie - Niesamowite Jezioro. Jest to niewielkie oczko wodne malowniczo położone pod kolejnym szczytem, z krystalicznie czystą woda. Jeziorko jest zasilane wodami gruntownymi, dlatego woda jest w nim raczej zimna, jednak bez problemu można się w wykąpać. W pobliżu znajduje się dość duża równina porośnięta częściowo kosodrzewiną, na której (równinie oczywiście) można się rozbić z namiotem. Jest to wymarzone miejsce na biwak. Całe pasmo Czarnohory można, jak napisałem przejść w cztery dni. Jeśli ktoś lubi szybsze marsze, trzy dni też wystarczą. Dość trudne jest zejście z pasma - strome i długie. Należy więc uważać, żeby nie nadwerężyć stawów kolanowych, co jest bardzo możliwe, zwłaszcza z kilkudziesięcio kilogramowym plecakiem.

Tak po krotce można przedstawić najciekawsze, moim zdaniem miejsca, które warto zobaczyć. Oczywiście są to miejsca, które zwiedziłem razem z moimi znajomymi. Oprócz nich jest jeszcze wiele innych, których tutaj nie odnotowałem. Dlatego najlepiej postarać się o jakieś przewodniki, lub poszperać jeszcze w Internecie. Kłopot w tym, że jest niewiele wydawnictw, opisujących Krym czy Czarnohorę. Na temat Lwowa bez trudu można zaopatrzyć się w ciekawe i wyczerpujące materiały, które poprowadzą was po ciekawych miejscach. 

Wybierając się w Karpaty Ukraińskie najlepiej poszukać w dobrych sklepach turystycznych przedruków starych, polskich, przedwojennych map. Może nie są one najlepsze jakości i wierności, jednak stanowią jedyne dostępne na polskim rynku materiały. Dowiedziałem się też, że wydawnictwa ukraińskie zamierzają wydać przewodnik po Karpatach Ukraińskich. Są to na razie tylko plany. Wprawdzie zbierane są informacje na ten temat, jednak nie sądzę, aby w ciągu kilku lat wydano jakiś przewodnik. Pozostaje więc tylko chodzić po sklepach turystycznych lub księgarniach i bibliotekach i szukać interesujących was materiałów.